Choć wielu z nas czasy PRL-u kojarzą się już tylko z mglistym, abstrakcyjnym wspomnieniem, część przyrządzanych w tych trudnych czasach potraw wciąż przenosi nas do lat dzieciństwa i młodości. W tym artykule przypomnimy te, które najczęściej gościły na stołach polskich rodzin.
Schabowy z mortadeli
Kiedy na sklepowych półkach zabrakło mięsa, z pomocą czasami przychodziła mortadela. Pokrojona w plastry, panierowana w jajku i bułce tartej, smażona na smalcu lub oleju i podawana z ziemniakami i surówką, dumnie udawała uwielbiane przez większość z nas kotlety schabowe.
Zimne nóżki
Raciczki gotowało się na bardzo małym ogniu nawet przez kilkanaście godzin! Gdy mięso zmiękło, należało oddzielić je od kości, dodać ugotowaną marchewkę i zielony groszek i całość, razem z pokrojonym mięsem, umieścić w miseczkach, a następnie zalać wywarem, w którym wcześniej gotowały się nóżki.
Kogel-mogel
To najpopularniejszy deser czasów minionych. Słodki, aksamitnie gładki i sycący – a w przypadku szczęśliwców, którym udało się kupić kakao – rozpieszczający podniebienie czekoladową nutką. Żeby go przygotować, wystarczyło tylko utrzeć żółtko kurzego jaja z cukrem i deser był gotowy do spożycia. Nic prostszego!
Chleb w jajku
To popularne w czasach PRL-u śniadanie lub kolacja. Kromkę chleba trzeba było zanurzyć w roztrzepanym jajku ze szczyptą soli, a następnie usmażyć na złoto. Trzeba przyznać, że jedzony z porcją świeżych warzyw stanowił całkiem wartościowy posiłek!
Zupa mleczna
Wspominamy je w snach, jedni uwielbiali, a inni nienawidzili. Zupy mleczne, czyli potrawy na bazie mleka krowiego i zbóż, na przykład kaszy manny, makaronów, klusek lanych, kaszy gryczanej czy ryżu, stanowiły często pierwszy posiłek serwowany dzieciom przed wyprawieniem ich do szkoły. Dla urozmaicenia smaku można było dodać trochę cukru lub soli.
Sałatka jarzynowa
To kolejna, obok zimnych nóżek, pozycja obowiązkowa na każdej imprezie. Nie zapomnieliśmy o niej do dziś i większość z nas wciąż nie wyobraża sobie Wielkanocy i Świąt Bożego Narodzenia bez drobno pokrojonych jarzyn i jajka na twardo zatopionych w majonezie.
Fasolka po bretońsku
Nic nie mogło się zmarnować, dlatego gospodynie chętnie wykorzystywały wszystkie zalegające w lodówce resztki wędlin i mięsa, by przygotować z nich sycącą potrawę. Fasolka po bretońsku jest znana i lubiana do dziś i chyba nie ma nikogo, kto choć raz by jej nie spróbował.
To, czego z całą pewnością moglibyśmy nauczyć się od żyjących w czasach PRL-u gospodyń domowych to umiejętność oszczędzania i wykorzystywania wszystkiego, co znalazło się w domu. O wyrzucaniu jedzenia nie było mowy!
Komentarze